Victoria Żmudź – Sokół Adamów 1:4 (0:0)
Bramki: Maciej Baran 90+1’ (gol samobójczy) – Kamil Bogucki 47’, Paweł Szlaski 54’, Marcel Grochowski 86’, Marcin Dzido 90+4’
Victoria: Furtak – Grądzki, Paskiv, Pogorzelec, Brodalski (74’ Gregorowicz) – Misztal (78’ Kołodziejczyk), Krzyżak, Kasprzycki (73’ Sz. Sawa), Furta – K. Sawa, Wagner (43’ Żmuda).
Sokół: Osial – Mac. Baran, Zdunek (88’ Cydejko), Szlaski, Stępniak – Sokołowski, Szymański (85’ Gromysz), Buga, Mat. Baran (60’ Grochowski) – Hołownia (46’ Bogucki), Borkowski (80’ Dzido).
Żółte kartki: Jakub Grądzki, Konrad Żmuda, Tomasz Pogorzelec, Paweł Furtak – Sylwester Buga
Czerwona kartka: Szczepan Sawa 80’ (za niesportowe zachowanie)
Widzów: 50
Sędziował: Jakub Prończuk (Chełm).
POMECZOWE KOMENTARZE
Piotr Moliński: – Zagraliśmy bardzo słabe zawody. Ciężko jest mi przeanalizować, dlaczego stało się tak, że trzy dni wcześniej zagraliśmy agresywnie, z chęcią odniesienia zwycięstwa, z wiarą i odpowiednią mobilizacją, a dzisiaj tych wszystkich elementów w naszym wykonaniu zabrakło. Wydaje mi się, że to zaważyło na wyniku. Warunki na boisku były bardzo trudne, ale dla obu drużyn. Wiejący wiatr, twarda murawa… O konstruktywną grę było bardzo trudno. Niemniej jednak Sokół Adamów lepiej radził sobie z tymi problemami niż my. Myślę, że istotne dla przebiegu tego spotkania było też to, że w 43. minucie straciliśmy Roberta Wagnera w ataku. Jura Furta też został bardzo mocno poturbowany i też nie grał do końca tak, jak byśmy tego chcieli. Mecz skończył, kulejąc na jednej nodze. Jeśli chodzi o Furtę, to jest to mocne stłuczenie, ale jeśli chodzi o Wagnera, to trudno jest mi powiedzieć, co się stało, bo trafił do szpitala. O ile pierwsza bramka padła po błędzie naszych obrońców, o tyle druga była dosyć przypadkowa, szczęśliwa. Zawodnik rywali strzelił loba z połowy boiska, wiatr powiał i bramkarz tego nie złapał. To też zdecydowało o naszej porażce. W pierwszej połowie mieliśmy dwa-trzy fajnie bite stałe fragmenty. Zabrakło postawienia kropki nad i. Trzeba też pochwalić dobrze spisującego się w bramce rywali rosłego golkipera. Wszystkie nasze piłki z dobrych dośrodkowań przecinał; przerywał akcje, pewnie chwytając futbolówkę. To było dla nas dużym utrudnieniem przy rozgrywaniu akcji po stałych fragmentach.
Grzegorz Golian (kierownik Sokoła Adamów): – W końcu zagraliśmy praktycznie najsilniejszym składem. Nie było tylko kontuzjowanych Rafała Cąkały i Alberta Strzyżewskiego. Ponieważ mecz odbywał się w środku tygodnia, obowiązki zawodowe wykluczyły też Michała Łukasika. Poza tym wrócili Bartłomiej Goździołko i Damian Szymański. Pierwsza połowa była ciężka, dlatego że graliśmy w bardzo trudnych warunkach. Wiał silny wiatr. Nie dość, że graliśmy pod wiatr, to jeszcze pod słońce. A w drugiej połowie to my graliśmy z wiatrem i zaraz pojawiły się emocje. Już w 47. minucie strzeliliśmy bramkę, potem następną. Zaczęliśmy kontrolować spotkanie. Rywale górowali nad nami warunkami fizycznymi, ale kultura gry była po naszej stronie. To my prowadziliśmy grę. W końcówce wykorzystaliśmy wszystkie zmiany, żeby każdy sobie pograł. Na listę strzelców wpisał się Marcin Dzido, ale on już w piątej lidze często strzelał gole. Tylko Pan trener Darek Dziewulski mówił, że nie przystoi, żeby bramkarz grał w polu, bo to wstyd dla drużyny. Zmienił się trener i to też uległo zmianie. W ostatnich minutach piłkarzom udzieliła się atmosfera. Graliśmy akcja za akcję. Rywale nie wytrzymali nerwowo, bo dostali cztery żółte i jedną czerwoną kartkę. Gdyby nie ewidentny samobój Maćka Barana, to myślę, że raczej przeciwnicy nie zrobiliby nam krzywdy. Muszę podkreślić bardzo dobrą pracę sędziów. Dawno nie widziałem, żeby sędzia tak obiektywnie i spokojnie prowadził mecz. Jeden z zawodników Żmudzi dostał przecież czerwoną kartkę za popchnięcie arbitra. Gdy rywale przegrywali 0:2, próbowali nas wciągnąć w brutalną grę, ale sędzia nie dopuścił do tego, by się zaostrzyła. Duża zasługa w tym zwycięstwie leży po stronie Norberta Osiala. Szczególnie w pierwszej połowie, przy groźnych wrzutkach, wykorzystywał swój zasięg. Teraz pojedziemy do Łęcznej, by walczyć o punkty, a co przyniesie boisko, to zobaczymy. A potem przed nami kolejny mecz za sześć punktów ze Szczebrzeszynem.